W listopadzie lubię niewiele rzeczy, w ogóle nie lubię listopada. Ale jest kilka rzeczy, które mnie cieszą i nadają sens istnieniu tego bezsensownego miesiąca. Jednym z jaśniejszych punktów w listopadowym kalendarzu jest przyrządzanie potraw z gęsi. Piekliście kiedyś pasztet w indywidualnych foremkach do podawania? Ten jest wyjątkowy - pasztet z galaretką z czarnego bzu i pigwy.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pasztet. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pasztet. Pokaż wszystkie posty
Pasztet z gęsi z galaretką z czarnego bzu
Etykiety:
babcine smaki,
Boże Narodzenie,
cebula,
czarny bez,
do chleba,
gęś,
kuchnia polska,
kuchnia z serca domu,
mięsa,
pasztet,
przetwory,
śniadania,
weck,
Wielkanoc
Pasztet w świątecznej koszuli
Czy pieczecie na święta pasztety? Ja nigdy nie nauczyłam się kupować gotowych pasztetów w sklepie, jedyna możliwość zjedzenia dobrego pasztetu do dla nas wypiek domowy od kogoś z rodziny, albo samodzielne wykonanie. Jako, że za obróbką mięsa nie przepadam, pasztety piekę rzadko, ale na Święta już od kilku lat piekę go dość sporo. A może i Wy skusicie się na własny pasztet? można go przygotować kilka dni przed Świętami i podawać z domowym chutneyem albo chrzanem. Na bożonarodzeniowym stole pięknie zaprezentuje się pasztet w świątecznej koszuli.
Pasztet cielęcy po rzymsku
W mojej rodzinie wspaniałe pasztety piekła babcia (ta od pączków), z wielkim namaszczeniem na każde święta wspólnie robili je także rodzice. Gotowanie mięs, mieszanie, doprawianie, jajka, doprawianie, bułka, doprawianie. Przekładanie do długich form pasztetówek (czasem w kruchej koszuli), układanie w piecu i rozkoszne zapachy, które rozchodziły się po domu. Tak pamiętam pasztety domowe - najlepsze, puszyste, wyjątkowe. Pasztet w sklepie po prostu wcale do mnie 'nie gada', te domowe, otrzymywane w poświątecznym gościńcu były wyjątkowe, ale też sama ich nigdy piec nie musiałam.
Nie zapomnę pewnego śniadania wielkanocnego w rodzinie mojego męża mieszkającej na Zamojszczyźnie, gdzie bywaliśmy dość często, ale nigdy na święta. Podano pasztet z zająca i ... łomatko jakiż był wspaniały! delikatny, a jednocześnie bardzo aromatyczny, puszysty, zwarty, wspaniały z chrzanem i borówkami. Doskonały z chlebem i bez chleba. Nie jadłam wówczas ani jajek, ani kiełbas wiejskich, furda szynki, wędzonki, 'cudawianki' - ten pasztet to była poezja! Aż mi ciut głupio było, że co chwila brałam kolejną dokładkę. Och... cudny był! Przepisu nie zdobyłam, ale to i nie czasy były, żebym się za mięsa sama brała. Może jeszcze kiedyś uda się odtworzyć ten smak?
Tymczasem jednak od ubiegłego roku, kiedy to popełniłam własny, pierwszy, osobisty pasztet na gęsinie (pyszny pyszny!!) szukam nowych, ciekawych smaków. Dziś zupełnie nie polski, ale za to jaki - pasztet cielęcy po rzymsku - z prosciutto, pecorino, pistacjami z Bronte, rodzynkami pulchnymi od wina i koniakiem.
Kurczak z klementynkami i pasztet z selera z grzybami
W kuchni mieszam smaki przywiezione z podróży kulinarnych po Europie i z dalszych zakątków świata. Czy nie macie tak, że po powrocie z greckich wakacji z radością pięciolatka, który dostał nowe klocki, pichcicie w kuchni po grecku? 'Mami i jeszcze souvlaki souvlaki zrób!". Kilka dni temu zabrałam syna na jego pierwsze sushi do Inaby jednej z najstarszych japońskich restauracji w Warszawie - wrócił zachwycony i już wiem, że kiedyś będzie jadł też sushi w Japonii. Ale nie pozwalam dzieciom zapomnieć o ich korzeniach, "wdrukowuję" w młode podniebienia, jak w czystą kartę, nasze polskie smaki - korzeniowych warzyw, kapusty, potraw z buraka. Piekę gęś na specjalne okazje i wiejskie kurczęta na obiad niedzielny. Wciąż szukam i kupuję książki kulinarne o kuchniach innych narodów, ale czasem wpadnie mi w ręce książka, która traktuje o kuchni polskiej tak, że aż chce się gotować. Tym razem będzie polski wiejski kurczak pieczony z klementynkami i grzybowy pasztet z selera.
Pasztet z gęsią i rosół na gęsinie
Zaklęte we wspomnieniach smaki z dzieciństwa - babcine pasztety, mamine galaretki mięsne, wędzone przez ojca wędliny, surowa podsuszana kiełbasa od wuja z Podlasia, domowe mięsa pieczone i serwowane na zimno - właśnie takie smaki kojarzą mi się z długimi okresami świątecznymi - Bożym Narodzeniem, Wielkanocą, noworocznym obiadem i kolacją. A przy okazji spotkań świątecznych ze znajomymi, podpytywałam o ich smaki świąteczne. Obdarowywałam moją popisową potrawą wigilijną, grochem z kapustą, zostałam poczęstowana karpiem w karmelowym sosie, okazało się, że w innych domach sałatkę warzywna przygotowywana jest na warzywach gotowanych w rosole - co dom to smak, co region to inna kuchnia, ale... czy pamiętamy, by ocalić od zapomnienia "nasze" smaki? - babć, prababć, mam i wujów? To wszystko wydaje się takie proste - na święta do rodziny i zawsze wspaniale wszystko smakuje, po domowemu, jak zawsze, ale gdy przychodzi chwila refleksji, może już czas zajrzeć do kuchennych zeszytów starszych pokoleń i wydobyć, wyprosić, wybłagać przepisy na "rodzinne sekrety"? Zanim gdzieś się zapodzieją, umkną, zaginą, nim ze łzami w oczach jedynie wspominać będziemy smak babcinej strucli z makiem, domowych pączków, czy żurawinowego kisielku do picia. Ja od lat zbieram domowe przepisy w rodzinie i odtwarzam zapomniane smaki we własnej kuchni. A nawet, nawet piekę już pasztet - z gęsi :)
Prosto z lasu - pasztet z dzika i filet z sarny w cieście
Booooo dzik, jest DZIKI, dzik jest ZŁY... dzik ma bardzo ostre kły...
ktooo spotyka w lesie dzika... ten na drzewo niech .... nie zmyka :)
Gdy miałam jakieś sześć, może siedem lat, pojechałam z moją ukochaną babcią Zosią w odwiedziny do wujostwa. Była to jakaś uroczystość rodzinna, gdyż dom był pełen ludzi - dorosłych, dzieci, rejwachu i krzątaniny. Dziś już nie pamiętam nawet jaka dokładnie relacja powinowactwa była z "wujostwem", utkwiły mi za to w głowie szczegóły przyjęcia, jakie tylko dziecko może zapamiętać. Otóż owa ciotka miała na imię Elwira, imię na tyle niespotykane, że nie mogło mi umknąć pośród Jadwig, Wand, Małgorzat, czy Anek. Jej mąż, Piotr, miał zaś w swoim gabinecie strzelbę, a na ścianie róg myśliwski. Wuj bowiem chadzał na polowania. Podczas, gdy ciotka z kobietami krzątały się w jadalni, wyjmując z kuchennej windy (sic!) kolejne potrawy, my z dzieciakami ganialiśmy wąskimi schodkami kuchennymi w górę i na dół wysokiej willi. Bardzo to było hałaśliwe i przeszkadzało w przygotowaniach, toteż na prośbę ciotki Elwiry, wuj zabrał mnie oraz kilkoro dzieci do siebie i opowiadał nam wspaniałe historie o polowaniach. O tym, jak przed świtem myśliwi spotykają się na skraju lasu - wszyscy ciepło ubrani w strojach zielonych, oliwkowych, brązowych (takie leśne ludki, myślałam sobie). Ze strzelbami w dłoniach idą cichutko, szerokim szpalerem przez las i wypatrują zwierza - dzika, sarny, zająca. Od drugiej strony zaś zbliżać się do nich mieli naganiacze, wśród którymi bywali okoliczni mieszkańcy wraz z podrośniętymi dziećmi. Nagonka głośno hałasując płoszyła zwierzynę, by ta wybiegła wprost na myśliwych. Och, jakże zamarzyło mi się dołączyć do grona naganiaczy! Prosiłam i zaklinałam wuja, pytałam o kolejny termin polowania, ale ten jedynie uśmiechał się tajemniczo i mawiał - jak skończysz 11 lat, dziewczyno. Z oczami pełnymi marzeń o leśnej wyprawie, snułam się wśród gości przyjęcia...
Subskrybuj:
Posty (Atom)