Mąż mojej kuzynki w Anglii ujawnił mi się kiedyś jako "cheesecake lover". O to to, w to mi graj. Od razu zaczęłam knuć "to ja ci upichcę!". Oprócz tych kilku serników, które im piekłam, gdy nas odwiedzili w Polsce, umyśliłam sobie zrobić dla niego również prezent urodzinowy w postaci mini-książeczki z przepisami na serniki. Koncepcja powstała błyskawicznie, przepisy wybierałam, testowałam, recenzowałam i mozolnie tłumaczyłam. Potem wydrukowałam na grubych kartach w małym zakładzie poligraficznym i wysłałam szybką paczką na Wyspę. Zaskoczenie było spore. Książeczka ponoć stoi do dziś na półce z książkami kulinarnymi, a w kuchni mojej angielskiej rodziny znalazło się kilka sernikowych pomysłów z Polski. Czasem wyciągam kajet z sernikowymi pomysłami i zadziwia mnie ich ilość - okazało się, że w "repertuarze" mam ok 15 serników! Łomatko, czyżby i ze mnie była utajniona "sernikowa kochanka"? Dziś sernik wiśniowy, ale jaki!
Węgierki, opale, dąbrowickie, uleny, mirabelki i japonki shiro - czas śliwek!
Ja jednak byłam "straganiarką na paryskim straganie" w poprzednim życiu, no nie ma siły. Lubię pokręcić się między stoiskami pełnymi letnich owoców i jesiennych warzyw. Najbardziej mnie cieszy, jeśli na takie zakupy mam trochę czasu, gdy nic mnie nie goni i "dzieci nie płaczą". Chodzę z wiklinowym koszykiem, tu trzy ładne rumiane brzoskwinie (klik), tam nektarynki na dżem o zapachu kawy (klik). Zielone pomidory i twarde klapsy na fantastyczny złoty chutnej (klik), bakłażany na caponatę. Wszystkiego mi mało i "jem oczami". To dlatego potem padam na twarz w kuchni - bo jak już te kilogramy zwiozę do domu, to muszę zaraz z nich coś zrobić :)
Ostatnio na bazarku bardzo się zdenerwowałam, chodziłam od stoiska do stoiska i na tekturkach czytałam "śliwki słodkie", "gruszki bardzo słodkie, soczyste", "jabłka winne", "śliwki dobrze odchodzą od pestki", "pomidory gruntowe", "pomidory na zupę". Co do diaska?! Spróbuj sobie wygooglować gatunek: "śliwki słodkie", a może "pomidory na zupę" - czyżby wikipedia miała braki? Ciekawe gdzie można kupić sadzonki gruszy "soczystej", albo nasiona pomidorów "gruntowych"??? Znalazłam jedno - JEDNO - stoisko, gdzie na straganie widniało "renkloda-ulena", "damaszki", "opal", "węgierka dąbrowicka", "pirus" (jabłka), "klapsa", "konferencja" (to o gruszkach). Czy klienci kupujący owoce nie mają żadnej wiedzy i zainteresowania jaką odmianę owoców kupują? Przecież samych węgierek jest kilka odmian.
Niemal każda śliwka jaką brałam do ręki była zielonkawa w środku, a już miękka. Taak łatwo odchodziła od pestki, bo to właśnie tego "gatunku" szukają klienci, ale była ... bez smaku! A przecież rodzaj śliwki ma ogromne znaczenie zarówno w przetworach, jak przy pieczeniu ciasta. Najlepsze do piernika staropolskiego na Boże Narodzenie są powidła ze śliwki damaszki lub węgierki zwykłej. Z renklod (kiedyś wołałam na nie "ręglody") wspaniałe są kompoty. Opal jest rewelacyjny do jedzenia tak po prostu i na dżem opalowy. Na powidła cudna jest też węgierka presenta, albo mieszane z gruszkami japońskie śliwki z odmiany shiro (obie trudne do dostania). Mirabelki na dżem z rumem, który poleca Bea, a do nalewki mocno owocowej, aż gęstej od smaku i aromatu śliwek świetne będą węgierki dąbrowickie.
Ostatnio na bazarku bardzo się zdenerwowałam, chodziłam od stoiska do stoiska i na tekturkach czytałam "śliwki słodkie", "gruszki bardzo słodkie, soczyste", "jabłka winne", "śliwki dobrze odchodzą od pestki", "pomidory gruntowe", "pomidory na zupę". Co do diaska?! Spróbuj sobie wygooglować gatunek: "śliwki słodkie", a może "pomidory na zupę" - czyżby wikipedia miała braki? Ciekawe gdzie można kupić sadzonki gruszy "soczystej", albo nasiona pomidorów "gruntowych"??? Znalazłam jedno - JEDNO - stoisko, gdzie na straganie widniało "renkloda-ulena", "damaszki", "opal", "węgierka dąbrowicka", "pirus" (jabłka), "klapsa", "konferencja" (to o gruszkach). Czy klienci kupujący owoce nie mają żadnej wiedzy i zainteresowania jaką odmianę owoców kupują? Przecież samych węgierek jest kilka odmian.
Niemal każda śliwka jaką brałam do ręki była zielonkawa w środku, a już miękka. Taak łatwo odchodziła od pestki, bo to właśnie tego "gatunku" szukają klienci, ale była ... bez smaku! A przecież rodzaj śliwki ma ogromne znaczenie zarówno w przetworach, jak przy pieczeniu ciasta. Najlepsze do piernika staropolskiego na Boże Narodzenie są powidła ze śliwki damaszki lub węgierki zwykłej. Z renklod (kiedyś wołałam na nie "ręglody") wspaniałe są kompoty. Opal jest rewelacyjny do jedzenia tak po prostu i na dżem opalowy. Na powidła cudna jest też węgierka presenta, albo mieszane z gruszkami japońskie śliwki z odmiany shiro (obie trudne do dostania). Mirabelki na dżem z rumem, który poleca Bea, a do nalewki mocno owocowej, aż gęstej od smaku i aromatu śliwek świetne będą węgierki dąbrowickie.
W "naszym Kazimierzu" obok orzecha, pod którym stal stół ze starych drzwi rosły cztery dorodne, stare śliwy. Śliwki miały owalne, różowawo-fioletowe, ale z gatunku dość jasnych. Nigdy nie były niczym pryskane., bo i o ich uprawie nie mieliśmy żadnego pojęcia. Pierwszego lata, gdy mieszkaliśmy jeszcze w drewnianej chacie pod strzechą, zbierałyśmy z mamą co drugi dzień pełen koszyczek owoców. Były jeszcze ciepłe od słońca, gdy zajadaliśmy się nimi ze smakiem. Żadne tam "brzuch rozboli"! Pałaszowaliśmy ile wlezie siedząc na ławce pod stuletnią lipą. Do jedzenia tych śliwek trzeba było mieć mały nożyk, były tak pyszne, że i robaczki je lubiły, ale kto by tam cały zbiór robaczkom oddał - wycinało się delikwenta z kawałkiem śliwki, a reszta nasza :) Najlepsze owoce to wszak te, które również małe stworzonka chcą jeść...
Kolejnego lata śliwki jeszcze ładniej obrodziły, tym razem nie ja je zbierałam, ale przez telefon zamówiłam wiaderko do domu i czekałam aż do mnie przyjedzie. A tu... ni ma. Mama zrobiła z nich dżem. Łomatko jak się zdenerwowałam, jak można "zmarnować" takie pyszne śliwki! na dżem to jakieś zwyklasy! Jakże się myliłam.... dżem był f.e.n.o.m.e.n.a.l.n.y i od tej pory wiem jakie to śliwki - opale. Moje ukochane opale. Naprawdę jakość śliwek, z których robimy przetwory ma zasadnicze znaczenie. Węgierka zwykła , cudna na powidła, wcale nie jest rozwiązaniem na wszystko. Nasze śliwy pewnego roku zaatakowała choroba, z którą nie umieliśmy sobie poradzić. Ostały się tylko 2 drzewa, ale też ładnie owocowały. Dopiero na rok przed sprzedażą gospodarstwa i naszym wyjazdem śliwy przestały owocować - może 10 śliweczek na nich było. Może żeby nam było "mniej żal' wyjeżdżać? Bo jak bym się dziś czuła wiedząc, że kupuję na straganie w dzień targowy 3 kilo opali, gdy na własnych drzewkach mogłam mieć tych kilogramów -naście?
RENKLODA ULENA - śliwka i dużych owocach, kulistych lub lekko owalnych. Ma zielonożółta skórkę, im bardziej dojrzała tym żółciejsza, pokryta delikatnym mlecznym nalotem. Owoce są aromatyczne, soczyste, pestka dość łatwo oddziela się od intensywnie żółtego miąższu. Dojrzewa dość wcześnie (od początku sierpnia). Najlepsza na kompoty, bardzo ciekawa w zielonożółtym dżemie.
Zielonożółty dżem z uleny
1,5 kg renklody uleny
300g cukru
Śliwki umyj, wypestkuj i pokrój na ćwiartki. Przełóż do garnka o grubym dnie, zasyp cukrem i odstaw na 2 godziny. Przykryj garnek i doprowadź do wrzenia. Potem zdejmij przykrywkę i gotuj na wolnym ogniu aż odpowiednio zgęstnieje - trwa to ok 2 godzin. Gorące powidła przekładaj do czystych, suchych słoików i od razu zakręcaj. Dżem jest kwaskowy, jasny, świetny do gofrów z bitą śmietaną lub czekoladowych naleśników. Pycha!
OPAL- śliwka o kształcie elipsoidalnym, zazwyczaj ciemno różowa, niebieskawa. Odmiana bardzo smaczna, słodka, pestka dość łatwo oddziela się od żółtawo-pomarańczowego miąższu. Wspaniała na dżem, który jest dość jasny i bardzo bardzo aromatyczny.
Dżem opalowy
2 kg opali - wybierz jak najsłodsze i dojrzałe
300g cukru
Śliwki umyj, wypestkuj i pokrój na połówki. Przełóż do garnka o grubym dnie, zasyp cukrem , przykryj garnek i zagotuj. Potem zdejmij przykrywkę i gotuj na wolnym ogniu aż odpowiednio zgęstnieje - trwa to ok 2 godzin. Gorące powidła przekładaj do czystych, suchych słoików i od razu zakręcaj. Dżem jest słodki, pachnący, przepyszny!
WĘGIERKA ZWYKŁA - drobna, jędrna śliwka, lekko wrzecionowata. Skórka pokryta białym nalotem, brązowo-granatowa, bardzo bardzo ciemna. Najlepsza i miąższu pomarańczowym, wtedy też jest najsłodsza i soczysta. Miąższ łatwo odchodzi od pestki. Na powidła wybieraj mocno dojrzałe owoce, mogą być nawet troszkę pomarszczone. Węgierki zwykłe najlepiej kupić pod koniec września lub w październiku.
Tradycyjne powidła węgierkowe
6 kg węgierek zwykłych - małych, ciemnych, soczystych... bardzo słodkich
duży garnek
mały ogień
bez cukru!
Umyj i wypestkuj owoce. Przełóż do dużego garnka o grubym dnie. Przykryj i na niedużym ogniu doprowadź do zagotowania, gotuj pod przykryciem ok 30 minut. Potem zdejmij przykrywkę i smaż przez 3 dni po 3 godziny. Koniecznie mieszaj i pilnuj garnka, żeby się nie przypaliły. Przy smażeniu powideł śliwkowych przyda się wysoki taboret i dobra książka - na przykład o Toskanii - 2 godziny lektury, mieszanie powideł drewnianą łyżką.... fantastyczne... Gorące powidła przekładaj do czystych, suchych słoików i od razu zakręcaj. Są wyśmienite, szczególnie do piernika staropolskiego.
Mniamuśne muffinki laskowe z czekoladą i śliwką
Kiedyś w "naszym Kazimierzu" mieliśmy sąsiadkę - panią Krysię. Jej historia jest trochę niezwykła - kupiła dom i kilka hektarów na podkazimierskiej wsi, gdy miała lat 60. W chwili, gdy sprowadziliśmy się do naszego uroczyska, mieszkała tam już około 25 lat. Jak tylko zaczęliśmy się rozglądać po własnych kątach, planować budowy, przebudowy i rozbiórki, zapragnęliśmy koniecznie zapoznać sąsiedztwo. Upiekłyśmy z mamą wielką blachę ciasta i ruszyłyśmy na poznawanie wsi. Pani Zosia sąsiadka miała krowę - o to już dobry znak, znaczy będzie mleko! A dodać trzeba, że w całej wsi były tylko dwie krowy. Sąsiedzka Mućka mieszkała blisko, co bardzo nas cieszyło. To chyba od pani Zosi dowiedzieliśmy się o "staruszce", która mieszka w domu z zielonym dachem, ma plantację leszczyny, uprawia cebulki kwiatowe i nazywa się pani Krysia.
Myślę sobie, 85 lat, to pewnie jej jakiś syn, czy zięć pomaga. Okazało się, że pani Krysia mieszka sama, jedynym jej towarzyszem jest hałaśliwy pies i rybki w sadzawce. Często odwiedzała ją córka z Lublina, czasami syn z Wrocławia lub wnuczka, ale zarządzała i prowadziła gospodarstwo samodzielnie. A było ono imponujące - ogromna uprawa cebulek kwiatowych - krokusy we wszelakich kolorach, cybulice, zimowity, lilie, żonkile i tulipany. I co najciekawsze, jak przychodził sezon na cebulki, na posesję pani Krysi zajeżdżało wiele samochodów na zagranicznych rejestracjach. Okazało się, że pani Krysia jest znanym eksporterem cebulek do Holandii!! I tak tysiące cebulek od pani Krysi zakwitały nam co roku w "naszym Kazimierzu", u wielu wielu moich 'ogrodowych" koleżanek, a ostatniej wiosny pierwszy raz zakwitły w nowym ogrodzie przy domu.
Ale cebulki to nie wszystko. Pani Krysia miała kilka hektarów leszczyny w różnych odmianach. No orzechy jak orzechy. Przydają się na zimę do ciast. Pani Krysia jednak wiedziała jak zmienić nasze "miastowe" myślenie o "laskowikach". Ot całkiem niewinnie obdarowała nas siatką z 2 kilogramami świeżych, wilgotnych orzechów. I tak się zaczęła nasza wieloletnia przygoda z orzechami laskowymi - jadamy je co roku od sierpnia do października, zostawiamy też worek na listopadowe i grudniowe długie wieczory przy kominku i rummicub lub osadnikach.
Świeże orzechy laskowe uwielbiamy! Są miękkie, słodkie, wilgotne. Najwspanialej smakują, gdy zdejmie się z nich białą delikatną skórkę. Absolutna poezja smaku! A pani Krysia? Dziś ma ok 94 lat, każdej zimy zjeżdża na nartach ze swojej górki leszczynowej. Potem mozolnie wspina się na górę i znów szusuje w dół. Wciąż uprawia cebulki kwiatowe, leszczynę i zajmuje się swoim pięknym ogrodem kwiatowym.Wczoraj przyjechał do mnie woreczek orzechów laskowych, zerwane prosto z drzewa, wyłuskane z zielonych koszyczków, rozłupane żeliwnym dziadkiem i obrane z delikatnej białej skorki.
Zapachniało... jesienią.....
Mniamuśne, słodkie, urzekające muffinki laskowe... Na pożegnanie wakacji i powitanie złotej polskiej jesieni. Bea niedawno pisała o Piątej Porze Roku - dla mnie zawsze nią była właśnie Złota Polska Jesień. Młode orzechy laskowe dają muffinkom niepowtarzalny smak, śliwki lekko kwaskową nutę, a czekolada rozpływa się w ustach. Są wilgotne i nie można się im oprzeć. Czekam na nie całą zimną, chłodną wiosnę i upalne lato - to kolejna na liście moich pyszności, do których wracam tylko o pewnej porze roku - późnym latem i wczesną jesienią, gdy są już słodkie śliwki, a na targu lub z zaprzyjaźnionej plantacji kupujemy wilgotne, soczyste orzechy laskowe. Po rozłupaniu jasnej skorupki ukazuje się delikatny orzeszek w mlecznobiałej skórce. Zsuwasz z niego tę skórkę między palcami to niemal erotyczne! Trzy kilogramy świeżych orzechów zjadamy w jeden weekend. Ale zanim wszystkie znikną, zabieram pół kilo do kuchni, rozłupuję moim ulubionym żeliwnym dziadkiem i piekę muffinki. Najlepsze są jeszcze ciepłe, ale świeżość - jak to muffinki - utrzymują przez kilka godzin.
100g masła
2 żółtka
330g maślanki
350g mąki
8g = 1,5 łyżeczki proszku
140g cukru
szczypta soli
200g świeżych orzechów laskowych - bez łupin i obranych z białej skórki
70g czekolady deserowej - używam Jedynej Wedla
6 śliwek węgierek - szukaj słodkich, jędrnych śliwek
Rozpuść masło, dodaj maślankę, żółtka i razem zabełtaj :)
Mąkę + proszek + cukier + sól wymieszaj razem, dodaj orzechy w połówkach, czekoladę pokrojoną w kostkę i śliwki pokrojone w spore kawałki. Wlej mokre do suchego, lekko i dość niedbale wymieszaj. Piecz w 200°C ok. 20 minut. Z tej porcji wychodzą 24 mini mufinki lub 14 mufinek klasycznych.
Rozpływają się w dziecięcych buziach zanim dorośli zdążą złapać chociaż kęs :)
Złoto-jesienny chutney z gruszek i zielonych pomidorów z imbirem i kolendrą
Kilkanaście lat temu zdarzyło mi się pracować przez jakiś czas w Emiratach Arabskich. Piękny, niezwykły i bardzo europejski jak na swoje otoczenie kraj. Jedyny, w którym nigdy, ani przez chwilę nie poczułam się jak "obcy" tudzież "obcokrajowiec". W czasach, gdy tam byliśmy niemal 90% mieszkańców stanowiła ludność napływowa. Znaczącą większość stanowili Hindusi, Arabowie z krajów ościennych, Filipińczycy, Brytyjczycy. Dziś mieszka tam również wielu Rosjan i coraz więcej Polaków. W Dubaju było bezpiecznie, chociaż trzeba było przestrzegać reguł panujących w tym kraju - alkohol był sprzedawany jedynie w kilku sklepach i to wyłącznie dla osób posiadających tzw "liquor licence" oraz w niektórych hotelach. Nie wolno było zamieszkiwać pod jednym dachem (w jednym pokoju hotelowym) kobiecie i mężczyźnie, których nie łączyły więzy małżeńskie, były osobne plaże dla mężczyzn i dla kobiet. Ale kobiet nigdy nie zaczepiano na ulicy, nawet wracając w środku nocy do naszego housingu nigdy nie obawiałyśmy się niczego. W Dubaju nauczyliśmy się jeść dania arabskie, ale jadaliśmy również dużo dań z kuchni hinduskiej, której głównym składnikiem była curry. Do dziś nie przepadam za nadmierną ilością tej mieszanki przypraw w potrawach. Wywiozłam z Emiratów trzy wielkie kulinarne fascynacje - świeże soki z guawy i trzciny cukrowej, libańskie czerwone pikle i hinduskie chutneye.
Dżem nektarynkowy pachnący kawą
W zasadzie kończyłam już przygotowywanie słodkich przetworów tego lata, gdy Margot napisała mi, iż dzięki Tatter odkryła ciekawy dżem na blogu Thorstena - dżem nektarynkowy z kawą. Uwielbiam zapach kawy, ale "kawowe" smaki w słodyczach, wypiekach, lodach itepe, jakoś mnie kręcą (wyjątek stanowi tiramisu, ale to zapewne dzięki dodatkowi alkoholu). I pewnie ten przepis też bym zignorowała, gdyby nie to, że Margot była naprawdę przekonująca. Na bazarku wpadły mi w oko ładne nektaryny, limonki zazwyczaj jakieś mam w koszyku na parapecie, cukier żelujący też się ostał. Thorsten pisze, by użyć ulubionego gatunku kawy, miałam w domu Lavazzę ziarnistą do ekspresu zatem nie było więcej wymówek, by nie spróbować tej, jak dla mnie, niezwykłej kombinacji smaków.
Śląskie kluski i pieczone żeberka wieprzowe
"Gůmiklyjzy" to słynny skandynawski ser dojrzewający, produkowany z mleka reniferów hodowanych w Finlandii. Wytwarzany wyłącznie wiosną, dojrzewa ok 9 miesięcy i sprzedawany jest od listopada do stycznia. Uchodzi za niezwykły rarytas, jego produkcja jest kontrolowana, a najcenniejsze jego odmiany kupić można w okolicach Rovaniemi. To oczywiście wioska Świętego Mikołaja, który uważany jest za serowego eksperta w Finlandii. Ser jest aksamitny, dość ostry w smaku, kolorem przypominający morelę. Jeśli kiedyś będziecie jechali na północ, koniecznie spróbujcie tego smakołyku.
Bardzo kruchy, rustykalny placek ze śliwkami i cynamonowo-orzechową kruszonką
Przez wiele lat za nic miałam wszelkie przepisy na kruche ciasto, które podawały nawet najlepsze książki kucharskie, również te pisane przez wybitnych mistrzów cukierniczych i piekarniczych. Furda Michael Roux, na co mi Pascale, Olivery, czy Reinharty. Owszem, sięgałam po pomysły czym wypełnić środek owego kruchego lub co wyłożyć na wierzch, ale nigdy nie korzystałam z przepisu do zrobienia bazy, czyli ciasta kruchego. Najlepsze kruche do słodkich wypieków, ale też koszuli do pasztetu i kruchych pierogów od zawsze robiła moja mama. Upieczcie ten wyśmienity bardzo kruchy rustykalny placek ze śliwkami i sami się przekonajcie.
Brzoskwinie, czerwone porzeczki, jagody i borówki - czyli pozostałe przetwory tego lata
Ogromnie mnie wciągnęło przetworowanie tego lata. Myślę, że zrobiłam tyle dżemów, powideł galaretek i konfitur, że starczy na dużo dłużej niż rok lub na wielokrotne obdarowywanie bliskich (jakiś konkursik dla fanów bloga?). To nasze pierwsze pełne lato po przeprowadzce do domu na wsi. Od dawna marzyłam o tej chwili, gdy nie będę odrywać się od garnków z pyrkoczącymi konfiturami i dżemami. Pamiętam piwnicę rodziców, w której na półkach od ziemi aż do sufitu stały setki słoików z owocowymi kompotami i kilkoma rodzajami ulubionych dżemów, czy konfitur. W domu wiśnie robiło się na raz z 20-30kg, porzeczki z 20kg, że nie wspomnę o 100kg pomidorów każdego roku na zupę pomidorową! Moja koleżanka, Ania, zadziwiła mnie kiedyś mówiąc, że ona owszem, przetwory chętnie, ale "po 10". Że nie chce robić, tudzież zamawiać u mnie duuużo wiśni, więęęcej śliwek i mnóóóóstwo truskawek. Jej wystarczy "po 10" słoiczków z każdego. Chwilę mi zajęło zanim zrozumiałam tę ideologię, jak to, przecież jak coś smakuje, to nie może zabraknąć! Ale...teraz i ja zadowalam się mniejszymi ilościami, za to różnorodnie. A tego lata robiłam wiele przetworów po raz pierwszy w życiu i czysto eksperymentalnie. Nie o wszystkich tu piszę, nie ze wszystkich jestem naprawdę zadowolona. Za kilka dni nawet nie będę umiała znaleźć przepisu na te, które się nie obroniły przed moim wewnętrznym krytykiem.
Jagodzianki i bułeczki z malinami
Jagodzianki, pączki z wiśniami, strucla makowa... to wypieki, przypominają mi babcię. Uwielbiałam do niej wpadać na chwilę zawsze, gdy smażyła pączki, czy piekła jagodzianki. Och i jeszcze zabierałam papierową torbę pełną pysznych bułeczek do domu. Strucla makowa na Wigilię też zawsze była od babci. I to zadurzenie w smaku babcinych wypieków na długo, długo uformowało niektóre moje przyzwyczajenia kuchenne - otóż nigdy nawet mi do głowy nie przyszło, żeby smażyć w domu pączki, czy piec jagodzianki. Babcine były jedyne w swoim rodzaju, całkiem inne od sklepowych i nie do powtórzenia. Ale jej stary przepis zaginął gdzieś po latach. I tak pączki i jagodzianki jadaliśmy wyłącznie kupowane z cukierni jako jedyne zakupy w cukierni. I zawsze, no prawie zawsze jestem ogromnie rozczarowana, szczególnie jagodziankami, które tylko ładnie wyglądają, a obok jagód przecież nawet "nie leżały".
Szafranowe ravioli z kurkami
Uwielbiam gotować dla kogoś - karmić bliskich mi ludzi i tych, których chcę lepiej poznać. Fascynuje mnie obserwowanie jakie smaki na nich działają, jakim daniem, czy kompozycją potraw na stole najlepiej trafić w podniebienie gościa, by uchwycić to ulotne mruknięcie, czasem niekontrolowane mlaśnięcie, czy uniesienie brwi zanim jeszcze cokolwiek powiedzą oceniając potrawę. Lubię, gdy przyjeżdżają do mnie znajomi, dla których szczególnie trzeba się postarać - "wegetarianka", "pomidorowy alergik", "wielbiciel deserów", "nie znoszący owoców morza", "fanka grzybów". Nagle okazuje się, że w ręce wpadają dokładnie te składniki, które są zakazane, albo wena ciasto-deserowa się nagle wyczerpała. Ale, po krótkiej chwili paniki, przewertowaniu kilkunastu z setek książek kucharskich wraca natchnienie.
Morelowy sad, czyli konfitura morelowa w trzech, a nawet czterech odsłonach
Już myślałam, że nie zdążę na morele. Ot strasznie dużo ostatnio słoików robiłam, już mi śliwki w głowie, już gruszki się robią, papierówki prużone z cynamonem, brzoskwinie cudne z bazarku poszły na różne sposoby, a o morelach ciutkę mi się zapomniało. Ale w ostatnią sobotę chwyciłam spory koszyk ostatnich prawie moreli, udało się nie zbankrutować i oto są - w trzech odmianach, bo ja się szybko nudzę przy garnkach - lubię jak coś się dzieje, czasem też coś niespodziewanego. Jak myślę o słowie "morela" to mi w głowie albo firma samochodowa co chyba VW sprzedaje, albo pies naszych znajomych - urocza, szczekająca Morelka. I jeszcze morelówka oczywiście, najlepsza mojej mamy. Mam schowaną głęboką ostatnią karafkę nalewki morelowej sprzed 4 lat. Mniammm na specjalne okazje.
A konfiturę morelową postanowiłam zrobić w ramach zadania "jasne przetwory". Otóż zdarza nam się nie raz i nie dwa, gościć kogoś sympatycznego na śniadaniu. Podajemy na śniadania różne rzeczy - chrupiące gofry, french toast, amerykańskie pancakes, naleśniki z serem, a czasem croissanty od Vincenta z masłem i miodem lub domową konfiturą. I oto któregoś razu, pewien nasz przesympatyczny gość na pytanie jaki dżem czy konfiturę chciałby do croissanta odrzekł - "jasny".
Ki diabeł myślę sobie. Toć liczy się smak - ukochane czarne porzeczki, uwielbiane powidła węgierkowe, najpyszniejsze konfitury wiśniowe, mniamuśne czekośliwki, czy wiśnie z rumem w czekoladzie, ale... rzeczywiście wszystkie one jakieś ciemne są. Nawet mamina konfitura z truskawek ciemna okrutnie. Jak spojrzałam na spiżarniane półki - ciemność widzę, ciemność! Ja bardzo nie lubię "nie mieć". A szczególnie nie mieć tego, na co gość akurat ma ochotę. W tym roku, wyłącznie spowodowana moją ambicją :0) Tak więc by zawsze "mieć miecia", ruszyłam z intensywną akcją "jasne konfitury". Z moreli ciemnego słoiczka nie sposób zrobić, zatem do truskawek (tym razem moich jasnych) i erotycznych brzoskwiń z rozmarynem dołączają morele w trzech różnych nutach smakowych :) Śliczne, morelowego koloru i cudnie aksamitne. Gościu - przybywaj :)
Klasyczna konfitura morelowa
3,2 kg dojrzałych moreli
800g cukru
sok z 1cytryny
Umyte i wypestkowane morele przełóż do szerokiego garnka o grubym dnie, zasyp cukrem, dodaj sok z cytryny i odstaw na 15 minut, by puściły sok. Przykryj przykrywką i wstaw na średni ogień do zagotowania. Potem zdejmij przykrywkę i zwiększ płomień. Gotuj do odparowania soku i zgęstnienia. Konsystencję sprawdzaj wykładając łyżeczkę konfitury na schłodzony w lodówce spodeczek. Gdy już osiągnie właściwą gęstość, przekładaj gorącą do wyparzonych, suchych słoików. Od razu zakręcaj. Studź bez odwracania.
Morele z płatkami migdałowymi
cudnie chrupią, najbardziej klasyczna choć przecież odmieniona wersja, uwielbiana przez dzieciaki do gofrów
do połowy moreli w garnku dodaj ok 100g płatków migdałowych, zagotuj, przekładaj do suchych wyparzonych słoików
Morele z tymiankiem
całkiem inna, nowa i ciekawa nuta smakowa! polecam dla osób, które nieco znudziły sie klasycznymi konfiturami
Do 1/4 moreli z garnka dodaj listki z 3 gałązek tymianku cytrynowego.Zagotuj przez ok 1-2 minuty i przekładaj do słoików.
Morele z korzennymi wiśniami
ciekawe w smaku, złamany intensywnie pomarańczowy kolor, nieco mniej słodkie. Bardzo pasują jako nadzienie do kruchych babeczek z creme patisserie lub kremem mascarpone
Do 1/4 moreli dodaj wiśnie korzenne:
ok 100g wydrylowanych wiśni zagotuj razem z sokiem, który wyciekł podczas drylowania. Dodaj 50g cukru, 4 goździki i ok 3cm kawałek kory cynamonowej. Gotuj na silnym ogniu aż sok mocno odparuje. Odstaw do wystudzenia na ok 2 godziny. Potem wyjmij przyprawy i odsącz wiśnie.
Wiśnie korzenne przełóż do gotowych moreli, zagotuj jeszcze przez chwile razm i przekładaj do wyparzonych, suchych słoików.
Smacznego - morelowego :)
Najlepsze ogórki kiszone
Nie mam pojęcia dlaczego przez tyle lat nie mogłam się zebrać do kiszenia ogórków. Z jednej strony zawsze mogłam je mieć od mamy, bo rodzice kisili w dużych ilościach. W sklepach też były całkiem dobre, a do sklepu miałam blisko. Myślę, że wpływ na moją ogórkową niechęć miała też moja pierwsza "praca" - gdy miałam 16 lat wyjechałam na OHP (ochotnicze hufce pracy) do przetwórni owocowo warzywnej w Kruszwicy - przez niemal 2 tygodnie wkładałam ogórki do słoików na akord - musiały wszystkie być ułożone "dupkami" do dołu, bardzo równo i zawsze w pionie, inaczej kierownik nie zaliczał słoika. Pierwsze zarobione pieniądze i absolutny wstręt do "obsługiwania" ogórków. A tu jeszcze jak wróciłam do domu na blacie kuchennym stała bateria kilkudziesięciu słoików z ogórkami, które były.... źle ułożone!! Dziś robię najlepsze ogórki kiszone, jak mawia moja córka, a ona wie co mówi. Jeśli jeszcze nigdy nie kisiliście - koniecznie spróbujcie!
Bardzo zimny, mocno jagodowy sernik
W domu mam kilkanaście półek uginających się pod zbieranymi latami książkami kucharskimi. Mam taką starą, maleńką, bez zdjęć i obrazków, z której upiekłam pierwszą swoją pizzę w wieku lat czternastu. Kilka różnych wydań Kuchni Polskiej - bardzo starych i tych najnowszych. Są kolekcje kuchni z całego świata, w tym stareńka seria długich wąskich książeczek wydawnictwa TenTen, które ukazywały się na początku lat 90tych. Do wielu z nich już nie zaglądam, te najbardziej wiekowe chyba nawet nie zdążyły jeszcze wyjść z pudel po przeprowadzce. Mam też serie książek Jamiego, Nigelli i kilku innych gwiazd kulinarnych ostatnich lat i co jakiś czas kupuję kolejną kulinarną pozycję. Ale od kilku lat regularnie prenumeruję również miesięcznik KUCHNIA. Z sentymentu, z przyzwyczajenia i dla przyjemności wyjmowania najnowszego numeru ze skrzynki. Zimny mocno jagodowy sernik jest z ostatniego numeru.
Wyśmienity dżem brzoskwiniowy z rozmarynem
Nie otwierając oczu, obejmujesz ją dłońmi. Najpierw lekko i nienatarczywie dotykasz miękkiej skórki, wyczuwasz opuszkami palców delikatny meszek i znajomą krągłość. Po chwili w nozdrza wdziera się słodki, nieco odurzający aromat. I mimo zamkniętych powiek wyczuwasz aurę słońca, gorącego lata i orzeźwienia. Powoli obejmujesz ją ustami i ostrożnie wgryzasz się zębami. Słyszysz jak pęka skórka, świeży, lepki od słodyczy sok ścieka w kącikach i kapie aż na szyję.
Saganaki z fetą i krewetkami w pomidorach
Naszą pierwszą wyprawę do Grecji odbyliśmy na początku lat 90tych. Była to również niezapomniana podróż kulinarna, z której przywieźliśmy smak smażonych kalmarów, horiatiki, wspaniałej greckiej frappe i shrimp saganaki. To była całkiem inna Grecja niż dziś, ale wcale nie dlatego, że dziś mają jeszcze piękniejsze kurorty, turystów, a teraz na dodatek kryzys. To była eksplozja nowych, cudownych smaków, które pokochałam miłością absolutną!
Sałata z melona, fety, różowej cebuli z melisą i borówkami
Zabawne, jak często niektóre miejsca, czy ludzie zaczynają nam się "kojarzyć". Z pewną M kojarzą mi się gołąbki mojego taty, które kiedyś w "naszym Kazimierzu" zjadła w ogromnej ilości z wielkim apetytem, a potem wypoczywała w kraciastym hamaku, o D zawsze myślę przy okazji pigwy i używania w kuchni miseczki przy obieraniu wszelakich warzyw i owoców, a jedząc świeże, jędrne maliny, czy przygotowując domową mieszankę bakalii do chrupania uśmiecham się na myśl o Z. Och i jeszcze rozmnażając jogurt domowy myślę o P, kupując ogromne mięsiste suszone daktyle najlepszej jakości wspominam W, a smażąc sos pomidorowy z pesto A i jej Włocha :) Dziś sałata z melona, fety i różowej cebuli. Też pełna myśli o ….
Gofry rulezzzz - gofry lekkie jak piórko
Gofry jakie są każdy widzi, mają być grube, z porządnymi dziurkami na wszystko to, z czym je jadamy. Ale jak przychodzi do jedzenia gofrów, to wymagań mamy przecież więcej - chrupiące, nie miękkie, lekkie, nie gumowate, nie za słodkie, by można je jeść z dowolnym dodatkiem. Jak często jadamy gofry w domu? dopóki nie trafi się ten jeden najlepszy przepis, zazwyczaj traktujemy je jako wakacyjny lub niedzielny deser, jedzone na Monciaku w Sopocie, czy Krupówkach w Zakopanem.
Sernik mrożony z jagodami
Zapowiadał się kolejny upalny dzień. Obudziło mnie słońce, jeszcze dość nisko. Okna sypialni mamy od wschodu i niczym ich zasłaniamy, więc często słońce zagląda rano przez szyby. Najcudniej, jeśli takie słońce budzi w środku zimy, gdzieś w lutym i przebija się przez oszronione gałęzie brzóz. Ale tym razem miał być gorący dzień. Nawet nie chciało mi się "dosypiać", pamiętałam jeszcze ulotną mgiełkę snu, który musiał być o jedzeniu, bo gdzieś tam przewijało się oblizywanie palców z pysznego sosu. Wymknęłam się cicho z sypialni, wciąż w pidżamie. Zaparzyłam mocną, angielską herbatę, do której dodałam nieco zimnego mleka. Taką herbatę, również o świcie, pijałam u kuzynostwa w Bristolu, stojąc boso na ich trawniku za domem. Miłe wspomnienie. Z kubkiem gorącej herbaty siadłam na skraju tarasu, bosymi stopami dotykając wilgotnej od rosy trawy. Wschodzące słońce jeszcze nie zdążyło jej osuszyć. Po drugiej stronie trawnika pyszniły się bujne owocowe krzaki. Zaspanym wprawdzie wzrokiem, ale udało mi się dojrzeć ciemne grona schowane pod liśćmi. Idealne na sernik mrożony z borówkami.
Chrupotek z karmelowymi klejnotami - kuszące letnie ciasto
Latem chce mi się lekkich, lekuchnych ciast, pełnych świeżych owoców i takich, po których nie ma wyrzutów sumienia. Chrupotek - to jedno z naszych ulubionych letnich ciast. Być może powinien nazywać się "sen nocy letniej" – którejś letniej nocy, kilka lat temu po prostu mi się przyśnił. I rano natychmiast musiałam go zrobić, to taki trochę sernik jogurtowy. Super lekkie, delikatne, gładkie i ... niskokaloryczne ciasto, heh no przynajmniej możemy się oszukiwać, że takie jest :0) Wspaniały chrupiący spód i nieziemsko słodkie, barrrdzo chrupiące karmelowe klejnoty na wierzchu. Ważne by użyć niezbyt słodkich, a najlepiej kwaśnych, orzeźwiających, drobnych owoców jagodowych – wtedy chrupotek będzie lekki, soczysty, orzeźwiający. Można się w nim zakochać :)
Czy to jeszcze syrop wiśniowy? wiśniowa pyszność
No i dokończyłam, czy też wykończyłam te wiśnie, bo wiśniom tym razem nie udało się mnie pokonać :) Na sam koniec przerabiania 18 kilogramowego wiadra, już po: tradycyjnej konfiturze z wiśni, wiśniach z rumem w czekoladzie, ostrrrych wiśniach korzennych, wiśniach szlacheckich i nastawieniu dwóch gąsiorków wiśni na nalewki, zostało mi ok 1,5 litra soku, który wyciekł podczas drylowania. Miałam z niego zrobić galaretkę, ale tak już się urobiłam, że nie chciało mi się szykować kolejnych słoików. No to myślę - może jakiś syrop do herbaty?
1,5l soku z wiśni
200g cukru
Wlałam syrop do garnka i wstawiłam na średni palnik, by nieco go zredukować. z owego "nieco" wyszło tyle, że trochę o soku na gazie zapomniałam. Nim się zorientowałam, była już jego zaledwie 1/4, czyli nieco powyżej szklanki. Dosypałam 200g cukru, jeszcze chwilę gotowałam i przelałam do słoika. Słuchajcie toto coś jest fantastyczne! gęste, że trzeba łyżką nabierać (a jak zanurzysz w tym syropie patyczek do szaszłyków, to tak cudnie oblepia jak takie rzadsze lizaki, pyyycha!). I tak z tego zapominajstwa wyszło coś pysznego - będzie na zimę do herbaty lub po prostu do zalania gorąca wodą. Polecam! a za rok pewnie jakaś ilość wiśni pójdzie na sam sok, żeby takiego gęstego syropu było zdecydowanie więcej.
Ostrrrre wiśnie korzenne
Wiśnie są niezwykłe trochę, prawda? Na surowo się raczej ich nie jada, a jeśli już, to w niewielkich ilościach, ale ilość pomysłów na przetwory, czy ciasta z nimi w roli głównej jest ogromna. W spiżarni mam osobne półki na przetwory wytrawne, czyli np. owoce w occie. Najbardziej lubimy śliwki londyńskie, ale te robię zazwyczaj późną jesienią. Tym razem w szale przerabiania 18kg wiadrzyska, część wiśni zrobiłam w wersji właśnie wytrawnej - na ostro. Idealnej do wędlin, zimnych i gorących mięs. Są bardzo proste do zrobienia a naprawdę pyszne.
Subskrybuj:
Posty (Atom)